Anegdotki warsztatowe to chyba część na stronie, która powinna być wydawana co tydzień. W każdym tygodniu odwiedza nas masa ludzi, a każdy z nich zostawia w naszym warsztacie część siebie.
Jednoręki stolarz.
Kolejna grupa wchodzi do sali na warsztaty stolarskie. Pierwsza prośba? Usiądźcie na swoich miejscach. I wtedy Go widzę. Czerwone oczy przecierane małą piąstką, błagalny wzrok i bandaż na palcu. Podchodzę, niepewnie, ale podchodzę, w końcu to moja praca. Wiecie skąd ten płacz? Poprzedniego dnia chłopiec imieniem RODO złamał sobie palec podczas zabawy z kolegą. Myślał, że nie będzie mógł wziąć udziału w warsztatach, sama nauczycielka powiedziała mu, że decyzja należy do organizatorów (WSZECHMOCNI!!). Walczył dzielnie, bo oczywiście pomogliśmy mu i dostosowaliśmy miejsce pracy do zbijania budki lęgowej jedną ręką i czterema naszymi.
Pomieszane puzzle
Zdolna ja, Anna o zgrabnych ruchach i idealnej orientacji w terenie. Moje umiejętności skupienia uwagi na jednej czynności są na najwyższym możliwym poziomie.
Wyobraźcie sobie 30 zestawów puzzli w jednym pudle, poziom trudności dorosły, więc elementów drewnianych w ramce jest orientacyjnie dziesięć . Idealnie skrojonych, dopasowanych i nie-do-ułożenia inaczej niż autor-stolarz zaplanował. Wersja dla dorosłych jest wycinana na włosówce, więc część jest okrągłych, trójkątnych, a część kwadratowych.
– Anna, idź teraz za mną i pilnuj, żeby nic się nie wysypało. – prośba Maksa brzmi dość prosto. Jasny komunikat.
– Spoko. – odpowiadam z rozmarzonym wzrokiem.
Na swoje usprawiedliwienie mam to, że były Dni Ursynowa.
– Anna, jesteś?
– Tak, tak!
I sru. Wszystko się posypało. Trzydzieści zestawów stało się jednością. Trochę nam zajęło poskładanie tego spowrotem, ale kurcze.. Jesteśmy mega zdolni, więc jak się miało nie udać?
Od tego momentu numerujemy puzzle na odwrocie.
Pan Maks robi szafę.
Tu moja mała edukacyjna porażka, przyznaję. Jest jeden chłopiec, który uczęszczał równocześnie na moje lekcje angielskiego (raz w tygodniu) i Maksa warsztaty stolarskie (raz w miesiącu) . Nieuchronnie zbliżał się koniec cyklu lekcji angielskiego i jak każdy nauczyciel po cichu myślałam o miłym słowie od moich uczniów. No to się mocno zdziwiłam. Przychodzi do mnie wspomniany chłopiec, w ręku dzierży kartkę. Laurkę. A na laurce narysowany Maks i podpisane wielkimi literami, żeby jeszcze było mało.
“Pan Maks robi szafę. Warsztaty stolarskie gurą!!!”
Tak GURĄ.
“Powinno być napisane gÓrą” – pouczam sarkastycznie.
“Proszę to przekazać Panu Maksowi. Okej?”- odpowiada podobnym tonem MÓJ uczeń…
Kurtyna.
Zaraz się obuduję to nie będzie mnie widać.
Ostatnio byliśmy w jednym z przedszkoli w Aninie na montażu płotu. Sytuacja jest na tyle odmienna, że montaż odbywał się w godzinach pracy przedszkola, więc dzieci znajdowały się na terenie ogrodu, a konkretnie to na dwóch metrach kwadratowych wokół siedliska stolarza.
DZIECKO: A co Pan robi?
STOLARZ : Płotek.
D: A po co?
S: Żebyście nie uciekali.
D: Dlaczego?
S: Bo jak wybiegniecie na ulicę to możecie wpaść pod samochód.
D: Ojej.
S: No tak.
D: Mam kamyczek.
S: Yhmm. Ładny.
D: Ładny?
S: Ładny.
S: Ale co ?
Także, jeśli chodzi o montaże podczas pobytu dzieci w ogrodzie to Maks powiedział po cichu…
Zaraz się obuduję to nie będzie mnie widać.
Czy chcecie, żeby anegdotki warsztatowe pojawiały się częściej?
Po więcej ciekawych wpisów zapraszamy na: