*Tekst pisany, by ukoić zszargane nerwy
Ciężko mi było usiąść do tego tekstu. Ale tak to już jest jeżeli na czymś bardzo Ci zależy, chcesz coś komuś dobrze wytłumaczyć i wiesz, że jeśli się zamotasz to wszystko.. Jak krew w piach!
Jak już pewnie wiecie, jestem nauczycielem. Z zamiłowania. Nie jest to coś na czym można wyżyć bez stresu, zazwyczaj to tak od pierwszego do pierwszego. Jednak trzeba spojrzeć prawdzie w oczy- nie zostawisz czegoś co kochasz, tylko dlatego, że nie daje Ci dużego dochodu. Ilość satysfakcji jaka płynie z nauczania , rekompensuje nawet braki w korzyściach materialnych. Są też ludzie, których to zamiłowanie pcha do rozwoju. W tym gronie jestem właśnie ja.
Ukochałam sobie szczególnie dwie sprawy związane z pedagogiką- nauczanie języka angielskiego dzieci w wieku przedszkolnym i szeroko pojęta sensoryka. Połączyłam to wszystko w całość i prowadzę zajęcia z angielskiego za pomocą metody “pięć zmysłów”. Dziś nie o tym.
Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o pomocach mocno pobudzających zmysły. Sprawdzają się rewelacyjnie dla dzieci z zaburzeniami integracji sensorycznej. Od jakiegoś czasu można się spotkać z tym terminem lub samym hasłem SI, ale rozwinięcie nie tak łatwo zrozumieć. Najbardziej lubię podejście niektórych ludzi trywializujących ten rodzaj zaburzeń:
“Za naszych czasów nie było zaburzeń integracji sracji. Dzieci za mało czasu spędzają na dworze! Kiedyś to się po drzewach latało, a nie przed telefonem siedziało”
Jak słyszę takie teksty to aż mi się flaki przewracają! Znam ogrom przedszkoli i równie wielu Rodziców, którzy dbają o rozwój swojego dziecka i dają mu jeszcze więcej wrażeń dotykowych, słuchowych, wzrokowych niż my mieliśmy. Tak samo z czasem, inaczej nim gospodarujemy , my dzisiejsi rodzice , niż starsze pokolenia.
Zaburzenia integracji sensorycznej nie biorą się znikąd, a już na pewno nie wynikają z tego, że dzieci bawią się na dworze mniej lub więcej.
Zaburzenia integracji sensorycznej mają miejsce, gdy mózg nie jest zdolny do prawidłowego przetwarzania bodźców zmysłowych i tu na pomoc przychodzą nasze pomoce.
Ścieżka sensoryczna
Cały myk ścieżki sensorycznej polega na różnorodności. Można ją wypełnić szyszkami, kamieniami, korą, piaskiem, ziemią , drewnem. Najważniejsze, żeby zachować odmienność- najpierw miękkie, potem twarde. Zawsze sprawdzamy stopą, czy coś nie drażni za bardzo i pamiętamy o tym, że stopa dziecka nieco różni się od naszych stóp (szczególnie jeśli zamiast pięty mamy podeszwę jak jeden z polskich podróżników). Więc kochani, jeśli Wy nie dacie rady po czymś przejść to Wasze dzieci tym bardziej!
Panele sensoryczne
Jeśli zadbaliśmy już o odczucia “stopne” warto pomyśleć też o rączkach. Dziecko uczy się wszystkimi zmysłami , więc warto dostarczać mu dużą ilość bodźców. Im więcej bodźców czerpie z otoczenia , tym więcej połączeń w mózgu się wytwarza.
Panele sensoryczne mają różne wypełnienia: plastry drewna, kamienie, patyki, kora, piasek. Już niedługo będzie je można dokładnie obejrzeć w naszym sklepie i nawet zakupić jeśli ktoś będzie miał ochotę. Montujemy je w prosty sposób do ściany, a dodatkowo są tak zaimpregnowane, że można je przechowywać na dworze.
Podsumowując
Nie warto bagatelizować czegoś na czym się nie znamy. Czasami wystarczy dopytać kogoś, kto się na czymś zna i nie chodzi tu tylko o pojęcia pedagogiczne. Tyczy się to każdej dziedziny.
Jeśli natomiast chodzi o nasze pomoce dla dzieciaków, to mamy ich już całkiem sporo, ale musimy się ujawniać z tym powoli!
Buziaki!
Xoxo, Ana .